Oleg Szatow: ,,Zenit i Sankt-Petersburg to mój dom"
Dodano | Autor Dominik Kozieł | Komentarze
Oleg Szatow: ,,Zenit i Sankt-Petersburg to mój dom"

Skrzydłowy niebiesko-biało-błękitnych, w tej części, opowiedział m.in. o swoim pobycie w Krasnodarze, trenerach, przyjaźni z Artiomem Dziubą i tenisowej przygodzie.

Trafiłeś do Krasnodaru w momencie, gdy miała miejsce zmiana trenera z Szalimowa na Musajewa. Sytuacja trochę podobna do tej, jaką mamy teraz w Zenicie. Co prawda, Siemak ma już doświadczenie prowadzenia seniorskiej drużyny, jednak obaj są młodymi trenerami. Zawsze okazywałeś zaufanie początkującym specjalistom.
-Oczywiście, a dlaczego nie? Dlaczego nie ufać? Spójrzmy na przykład madryckiego Realu.

I na przykład młodego rosyjskiego specjalisty Zidane'a.
-Jaka różnica? To też były piłkarz, z wielkim nazwiskiem, a był bez doświadczenia jako trener. Również został następcą świetnego szkoleniowca, a teraz, proszę - wymieńmy jego sukcesy. Żaden trener na świecie tego nie powtórzy. Dlaczego więc nasz szkoleniowiec nie mógłby pójść tą ścieżką? Nie trzeba zawsze ściągać wielkiego nazwiska. Można zaufać komuś z ,,gorącym sercem", błyskiem w oczach i on będzie wypełniać obowiązki na 100 procent. Będzie kochał swoją pracę. Przyjdziesz, będziesz pracował, ale bez poświęcenia nie osiągniesz sukcesu.

Opowiedz o Musajewie. Wybranie go było nieoczekiwane. Trener z akademii, niewielu go znało.
-Prawda, Siergiej Galicki obwieścił nam, że nowym szkoleniowcem będzie Murad Musajew. I wszyscy podeszliśmy do tego z powagą. Od pierwszego dnia jego pracy widać było , że to prawdziwy specjalista, który na pewno ma pojęcie o piłce. W nadchodzącym sezonie, tak myślę, Krasnodar pokaże swoją siłę.

Byki są zadowolone z sezonu?
-Uważam, że nie. Zadaniem było wspięcie się na miejsce dające Ligę Mistrzów, a było to wykonalne. Niestety, w ostatniej sekundzie wypuściliśmy z rąk zwycięstwo nad Anży i przegraliśmy z Ufą. To te 5 punktów, których zabrakło nam do zajęcia miejsca w Lidze Mistrzów.

Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje rokrocznie? Drużynie grającej przyjemnie dla oka, od której oczekuje się coraz więcej, znowu na końcu czegoś zabrakło.
-To znaczy, że jeszcze nie jest na to czas. Młody zespół uczy się na własnych błędach, rozwija się. Prędzej czy później osiągną swoje cele. Krasnodar posmakował już Ligi Europejskiej, apetyt rośnie w miarę jedzenia, teraz chcą zasmakować Ligi Mistrzów.

Zdziwiło Cię mistrzostwo Lokomotiwu?
-Grali bardzo równo na przestrzeni sezonu. Mieli swój silny skład, który ogrywali i parli wciąż do przodu, jak rozpędzona lokomotywa prowadzona przez świetnego trenera. Szczerze powiem, że ucieszyło mnie to. Nie było myśli w stylu ,,Jak oni to mogli wygrać?". Wygrali zasłużenie, tak uważam. Na równym poziomie i z przekonaniem występowali w spotkaniach z czołówką - CSKA, Spartakiem, Zenitem, Krasnodarem. Tak więc - zasłużenie zwyciężyli.

Oglądałeś mecz zapewniający mistrzostwo?
-Tak, miałem drobny uraz, tak więc sezon zakończył się dla mnie trochę wcześniej. Już w domu, w Sankt-Petersburgu obejrzałem tamto spotkanie. Oglądałem i powiem szczerze - nie czułem, że to gra właśnie moja drużyna. Nie było mnie w niej. Na papierze czy w myślach - być może, ale fizycznie - nie. Byłem zwykłym obserwatorem oczekującym świetnego widowiska.

Utrzymywałeś kontakty z Dziubą?
-No tak. Znaleźliśmy się w tej samej sytuacji. Wszyscy byli w Dubaju, na obozie treningowym, czy też w innych ciepłych krajach, a my z Zenitem-2 trenowaliśmy na sztucznej nawierzchni, przy -17 stopniach, przez 10 dni, pod przewodnictwem Konstantina Zyrianowa. Bylo sporo sytuacji, które razem omawialiśmy. Byli tam, oprócz nas, także Misza Kierżakow i Aleksandr Aniukow. Spędziliśmy więc trochę czasu razem. Później rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Nie powiem, żebyśmy byli z Artiomem super-przyjaciółmi, ale dobrze ze sobą żyjemy, w każdej chwili możemy do siebie zadzwonić albo napisać.

Kiedy okazało się, że Mancini odchodzi z Zenita, od razu pomyślałeś, że wracasz do Petersburga?
-Oczywiście, myślę, że jeśliby główny trener pozostał na swoim stanowisku, to nie byłoby sensu wracać. Bić głową w ścianę, będąc wcześniej odrzuconym... Najprawdopodobniej zostałbym w Krasnodarze. Cena wykupu była ustalona, klub był gotów ją wpłacić. Jednak na spotkaniu z zarządem dałem do zrozumienia, że jeśli w Zenicie zajdą pewne zmiany, to wrócę do domu. Zenit i Sankt-Petersburg to mój dom. Tutaj zawiązała się moja rodzina, tu dorastają moje dzieci. Bogu dzięki pojawiła się znowu sposobność reprezentować te wspaniałe barwy. Kiedy przed meczem towarzyskim otrzymałem koszulkę meczową, pomyślałem: ,,Znów jesteś moja!".

Wybór Siergieja Siemaka na głównego trenera Zenita był miłą niespodzianką?
-Oczywiście, że wspaniałą, jakby inaczej? Wszyscy znają Siemaka, to dobry i poukładany człowiek, świetny trener, co pokazał w Ufie. Drużyna, która nigdy wcześniej nie walczyła o miejsca w czołówce, a często wręcz bijąca się o utrzymanie, będzie występować w Lidze Europejskiej. Siergiej Bogdanowicz zna Zenit, zna wszystkich, miasto i ma po swojej stronie kibiców. Wielu ludzi spotkałem w Sankt-Petersburgu - czy to w centrum handlowym, czy salonie samochodowym, czy gdziekolwiek indziej. Mówili, że w nadchodzącym sezonie chcą nawet nie samego wyniku, a drużyny. Drużyny, która wykaże się walką i poświęceniem na boisku. Oczywiście, będziemy walczyć, ale i postaramy się osiągnąć rezultaty. Dlatego, że nie można być zawodnikiem Zenita, sportowcem i nie stawiać sobie najwyższych celów.

Teraz na Tobie, Igorze, Artiomie większa odpowiedzialność, niż dotychczas.
-,,Komu dadzą lejce, ten i będzie powoził". Wszyscy są gotowi. Oczywiście, wcześniej czy później trzeba wziąć ciężar na swoje barki, nie boję się tego powiedzieć. Ale wszystko będzie zależeć od trenera i jego wizji. On również dopiero poznaje drużynę, zawodników, ma swój plan, swoją wizję co i jak powinno przebiegać. Dlatego, że to on bierze odpowiedzialność za wyniki.

Argentyńczycy nie narzekają?
-Wcale, nie ma z nimi żadnych problemów z w drużynie. Wszyscy Argentyńczycy to porządne chłopaki. Weseli, dobrzy, sympatyczni. Nie mogę o żadnym z nich nic złego powiedzieć. Są super jako ludzie i jako zawodnicy. Ale muszą zrozumieć jedno - tutaj, w tym klubie, zawsze daje się z siebie wszystko. Obecnie na treningach wszystko jest świetnie. Wszyscy muszą zrozumieć, że grać będą silniejsi, choć każdy daje teraz z siebie 100 procent. Od dwóch lat nic nie wygraliśmy, to trochę długo.

Jak zmienił Cię pobyt w Krasnodarze jako zawodnika? Wypełniałeś tam nawet mocno defensywne zadania. Wrócisz teraz znowu na skrzydło?
-To trudne pytanie. Ostatnimi czasy spodobała mi się gra w środku pola. Box-to-box, numer 8, dziesiątka - jakbyście tego nie nazwali, dla mnie środek pomocy, to środek. Tam jest więcej operowania piłką. Grywałem już tak u Spallettiego, często mnie tam ustawiał, ale z czasem przemianowano mnie na skrzydłowego. Zobaczymy, jaką decyzję podejmie trener. Popatrzcie iloma ludźmi możemy obsadzić środek pola!

Ale jako zawodnika defensywnego tak często Cię nie widywaliśmy.
-Owszem, nie, ale nigdy nie ,,migałem się" czarnej roboty. Zawsze ją wypełniałem. Gdziekolwiek na boisku będę się czuł dobrze, a gdzie - zadecyduje trener. Nie będzie tak, że przyjdę i powiem ,,Chcę grać tu i tu". Zbudujmy drużynę, w której wszyscy będą wypełniać plan trenera.

Jak zdrowie?
-Nieźle. W zeszłym sezonie pisali, że przez kontuzje nie przeszedłem tu i tam, nie znalazłem się na jakiejś liście. Ale ja cały ten czas, codziennie, trenowałem. I teraz jest w porządku. Postaram się przygotować jak najlepiej.

Niektórym wyrosły ,,wąsy nadziei"(popularna akcja, nawiązanie do wąsów S. Czerczesowa, przyp. red.).
-Ha ha, prawda. Będziemy kibicować naszym w 1/8 finału.

Nie planowałeś również takowych zapuścić?
-Gdyby jeszcze coś mi tam miało wyrosnąć, to może. Ale nawet żona mówi, że ,,golę się ręcznikiem".

Jaki jest Twój świat poza piłką? Już nie masz 20 lat, masz rodzinę, dzieci.
-Z rodziną jestem szczęśliwy, wykonuję swój ukochany zawód, mam dwóch świetnych synów, kochaną żonę, rodziców. Jestem rzeczywiście szczęśliwy. Teraz staram się dobrze wychowywać dzieci, rosną jak na drożdżach. Długo nie było mnie w domu, kiedy przyjechałem, zobaczyłem młodszego, pierwsze co pomyślałem: ,,A któż to, mój synek?". Cały czas staram się widzieć z rodziną. W tym gronie czuję się bezpiecznie.

Jesteś niejako osobą publiczną, ale jednak jednym z mniej aktywnych społecznie zawodników. Nie ma Cię w mediach społecznościowych, rzadko udzielasz wywiadów.
-Każdy podejmuje swoje decyzje. W takim stanie rzeczy czuję się komfortowo. Kilka razy się ,,sparzyłem" na tych rzeczach. Nauczyłem się na własnych błędach. Gdzieś pokazali mnie w nieprzychylnym świetle - po co mam się tam znów pojawiać? Jak ktoś lubi pisać, dodawać zdjęcia - proszę bardzo. Nikt nikomu nie może zakazać. Możecie nawet stać na głowie i to robić.

Jak spędzasz wolny czas?
-Ostatnimi czasy wciągnęły mnie seriale. Chociaż de facto, kiedy wypoczywałem, zainteresował mnie tenis. Wynajęliśmy trenera, który nas uczył. Na początku wychodziło pokracznie, ale gdzieś po tygodniu widać było postępy. Teraz w Sankt-Petersburgu jest świetna pogoda, myślę, że będę pozwalał sobie na tę rozrywkę kilka razy w tygodniu.

Jak to się zaczęło?
-W zasadzie nie wiem, po prostu mi się spodobało. Wcześniej ledwo trafiłbym w piłkę, oglądałem tenis i zastanawiałem się - jakże oni tak zawsze trafiają w piłkę? A kiedy sam wszedłem na kort, czułem się jak ta ,,małpa z granatem". Mam nadzieję, że za rok też polecimy wypoczywać w tamto miejsce i trafimy na tego samego instruktora. Przy okazji, grał ze mną Pasza Mamajew.

I jak mu wychodzi?
-On mi polecił, by wynająć trenera. Wiem, że też Artiom Dziuba całkiem nieźle gra.

Powrót do listy