Siergiej Siemak: ,,Trzeba spojrzeć na zespół i sprawić, by zawodnicy wykorzystywali maksimum swoich możliwości"
Dodano | Autor Katarzyna Lewandowska | Komentarze
Siergiej Siemak: ,,Trzeba spojrzeć na zespół i sprawić, by zawodnicy wykorzystywali maksimum swoich możliwości"

Siergiej Siemak opowiedział, w wywiadzie dla Match TV, o planach taktycznych drużyny, przyszłości Artioma Dziuby w zespole, a także o negocjacjach z władzami klubu, które powierzyły mu rolę głównego trenera.

Uchyl rąbka tajemnicy. Jak zostałeś trenerem Zenitu? Jak to wszystko się zaczeło?

- Myślę, że od momentu podjęcia pracy w Ufie. Musiałem zdobyć doświadczenie, bo postanowiłem sobie, że zostanę kiedyś głównym trenerem (...). Wiedziałem o zainteresowaniu Zenitu, ale od dawna nie było żadnych konkretów. A potem, dosłownie w ciągu jednego dnia, wszystko się zmieniło. Od osoby z listy stałem się realnym kandydatem na to stanowisko.

 Czy zarząd Ufy nie robił problemów?

- Kluby wszystko doszły do porozumienia, wszystko było jasne. Ogólnie rzecz biorąc, praca głównego trenera, przede wszystkim w Rosji, oznacza, że musisz być gotowy na wszelkie zmiany. Jeśli twoja praca przynosi rezultaty - jesteś w zespole, jeśli nie - musisz szukać nowej pracy. I to jest uczciwe.

Powiedziałeś, że stanowisko głównego trenera nie jest stabilną pracą. Miecz Demoklesa wisi nad tobą od pierwszego dnia? Czy możesz spokojnie pracować?

- Na pewno trudno jest pracować w spokoju. Drużynie zawsze stawia sobie najwyższe cele. Trzeba zrozumieć co zamierzamy. Nawet jeśli początkowo nie ma rezultatów, ale jasne jest jak drużyna ma grać, gdzie zmierzać i są powody by trzymać się tego obranego kursu - to jedno. Jeśli kierownictwo zauważy, że coś idzie nie tak to nikt nie będzie tego aprobować.

Czy stawiałeś zarządowi jakieś warunki? Miałeś życzenia?

- Nie mam znanego w Europie nazwiska, żeby dyktować warunki. Wszystko co mi zaoferowano zaakceptowałem. To i tak absolutnie nieważna kwestia.

Wraz z twoim pojawieniem się sztab szkoleniowy został zaktualizowany. Pojawiły się nowe twarze np. trener-rehabilitant Maria Burowa

- To naturalny proces. Utworzenie odpowiedniego sztabu to obowiązek głównego trenera. Nikt nie narzucał mi kto powinien zostać. Teraz rozumiemy gdzie mamy odpowiednich ludzi,  gdzie potrzebna jest ich większa liczba, gdzie trzeba coś zmienić. W tym celu odbył się pierwszy obóz treningowy.

Jakie są cele transferowe?

- Usiądziemy z prezydentem klubu i zdecydujemy. Pierwszy obóz odbył się z obecną drużyną. Musimy jednak walczyć o mistrzostwo i zdobyć bilet do Ligi Mistrzów. Klub musi grać w silnym europejskim pucharze. Ale jeśli mówimy o mistrzostwie, to nie sądzę, że Zenit jest mocniejszy niż inni kandydaci do tytułu. Ale nie jest i słabszy. Jak szybko poradzimy sobie ze sprawą transferów i innych rzeczy -  to jest pytanie. Wpływa na to w końcu wiele czynników.

Czy po pierwszym obozie zorientowałeś się kogo chcesz zobaczyć w zespole, a kogo nie?

- Po części tak. W Austrii było wielu graczy, bo aż 29. Te obozy dają odpowiedzi na różne pytania. Trzeba z kimś porozmawiać, zobaczyć w akcji, sprawdzić jego dyspozycję w starciu z silnymi rywalami, jeśli nie jest się kogoś pewnym. Jednak nieco mniej młodzieży poleciało z nami na drugi obóz. Musimy zastanowić się nad tym na których pozycjach jest konkurencja. Z drugiej strony, nadal wzięliśmy kilkoro chłopców z Zenitu-2. Siedmiu graczy z drużyn narodowych też niebawem do nas wróci. To też duża grupa. Na trzecim obozie skład drużyny będzie już zbliżony do ostatecznego.

Czy już wytypowałeś zawodników do opuszczenia zespołu?

- Mniej więcej. Jest kilka kontrowersyjnych pozycji, jest o czym myśleć.

Spotkałeś na obozie wielu graczy, którzy wrócili z wypożyczenia. Jaki procent z nich jest zainteresowany pozostaniem w Zenicie?

- Nie sądzę, że nie ma żadnego zawodnika, który nie chce zostać. Dlaczego zabrałem wszystkich na obóz? Po pierwsze, żeby mogli się pokazać i złapać formę. Po drugie, to jest przypomnienie dla zawodników, że jeśli nawet któryś z nich straci formę w ciągu ostatnich miesięcy, to nadal jest graczem Zenitu. I jest obserwowany. To szansa! Poza tym piłkarze mogą znaleźć dla siebie nowe drużyny. Każdy powinien być przygotowany na taki rozwój wydarzeń. To złożony, ale konieczny proces.

Czy teraz wszyscy gracze są równi?

- Nie mogę powiedzieć, że tak jest. Pozycja kogoś na starcie jest wyższa, kogoś innego niższa. Ktoś grał więcej, a ktoś mniej. Ktoś ma problemy ze zdrowiem i tak dalej. Są rzeczy, które razem tworzą pewien obraz, główny trener musi podjąć decyzję. Każdy ma jednak możliwość wyrażenia własnej opinii i pokazania się z jak najlepszej strony. Wtedy zdecydujemy czy to wystarcza czy nie.

Ze względu na dużą liczbę zawodników obóz nie przebiegał z typowym obciążeniem?

-Nie zamierzaliśmy tego robić, bo monotonnych męczących zajęć nie lubią trenerzy i piłkarze. Moim zdaniem to nie ma sensu. Biegaliśmy, ćwiczyliśmy na sali gimnastycznej. Intensywność była odpowiednia dla tego okresu przygotowań.

Jaki futbol w wykonaniu Zenitu chciałbyś zobaczyć?

- Zaczynam od sprawdzenia jakich graczy mam do dyspozycji, a nie co chciałbym zobaczyć. Trzeba spojrzeć na zespół i sprawić by zawodnicy wykorzystywali maksimum swoich możliwości.

Oficjalnym językiem drużyny jest znowu rosyjski?

- Tak.

Jak sobie z tym radzą obcokrajowcy?

- Na początku zgrupowania było kilka wątpliwości, jak przedstawić i wyjaśnić im pewne kwestie. Teraz już wiemy - w sztabie szkoleniowym są ludzie, którzy potrafią przekazać piłkarzom to co trzeba. Każdy wszystko rozumie.

Od 2003 roku Zenit jest prowadzony przez obcokrajowców. Wszyscy są przyzwyczajani do tego, że na głównego trenera mówi się "Mister". Jak cię nazywają?

-Inaczej. Jest i trener, jest i pan, jest i menadżer. Mnie nie robi to różnicy.

A jak cię nazywali w Ufie?

-Trener. Siergiej Bogdanowicz.

Czy rozmawiałeś z Artiomem Dziubą? Czy wróci do Zenitu?

- Nie ma co do tego wątpliwości, chyba, że coś się u niego zmieni. Czekam na niego w drużynie. Rozmawialiśmy, chce pracować dla dobra zespołu i wie, że obaj musimy dać z siebie wszystko. Dlatego wraca.

Widzisz jak gra na Mistrzostwach Świata. Nie zawsze tak było...

- Emocje wpływają na wszystkich. Gra na mundialu, u siebie, przy pełnych trybunach, przy dobrej pogodzie. W takich warunkach chce się bardziej pokazać się z jak najlepszej strony, pokazać maksimum własnych możliwości.

Jak Twoja rodzina przyjęła wiadomość o powrocie do Petersburga?

- Podobało nam się w Ufie, ale to Petersburg od dawna jest naszym domem. Dzieci z wielką przyjemnością wróciły do swoich szkół i przedszkoli. Są szczęśliwi.

Oglądanie meczów Mistrzostwa Świata jest brane pod uwagę w harmonogramie treningowych?

- Staramy się dostosować go tak, by móc oglądać mecze.

Jakie konkretnie?

- Przede wszystkim konfrontacje tych drużyn, z którymi nasi gracze są związani - Argentyna, Rosja, Portugalia. Jeśli to możliwe oglądamy inne.

W meczu z Nigerią Argentyńczycy prawie zburzyli stadion z powodu emocji. Jak nasi?

- W Austrii jest ich jednak trochę mniej. Ale i tak słyszeliśmy ich w całym hotelu. Nawet mimo grubych ścian!

Powrót do listy