Malcom: ,,Stawiam sobie cele i realizuję je"
Dodano | Autor Dominik Kozieł | Komentarze
Malcom: ,,Stawiam sobie cele i realizuję je"

Brazylijski bohater głośnego transferu w wywiadzie, m.in. o geniuszu Leo Messiego, początkach kariery, długu wobec bliskich, przygodzie w AS Romie...

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką?
-Zacząłem grać kiedy miałem trzy latka. Mój zapał dostrzegli trzej trenerzy, zobaczyli, że mam talent i zaprosili na zajęcia. Później niełatwo było grać z chłopcami po 6-7 lat, trzeba było dużo pracować nad techniką. Dalej były już młodzieżowe grupy Corinthians. W testach brało udział jakieś 100 dzieciaków, a wybrano z nich tylko trójkę. Warunki były trudne, każdy miał tylko 10 minut, żeby wywrzeć jak najlepsze wrażenie na trenerach. Udało mi się, byłem wśród tych trzech szczęśliwców. Miałem 10 lat, kiedy zacząłem w końcu grać w swojej kategorii wiekowej. Od tamtej pory byłem w szeregach profesjonalnego klubu. Wszystko minęło szybko, w ciągu sześciu lat zadebiutowałem w seniorskiej drużynie. Mgnienie oka.

Dzieciństwo w Brazylii było trudne?
-Trochę smutne, ale i szczęśliwe. Znikaliśmy za rogiem i graliśmy na ulicach w piłkę ze znajomymi. Było mnóstwo śmiechu. Miałem wesołe dzieciństwo wśród przyjaciół.

Uliczna piłka pomogła w dalszej karierze?
-Oczywiście, na podwórku często bywało, że starsi nie pozwalali ci grać, bo jesteś dla nich za mały, dlatego starałem się podwyższać swoje umiejętności, żeby stawiać im czoła. Od dzieciaka grałem ze starszymi.

Czym zajmowali się Twoi rodzice?
-Mama pracowała w fabryce, gdzie produkowano zamki do drzwi. Wujkowie i ciocie, babcie i dziadkowie pracowali kiedy grałem ciągle na ulicy. Dopóki sam nie zacząłem zarabiać. Wszystko co mam - dzięki mojej rodzinie i pracy. Pamiętam czasy, kiedy spaliśmy w garażu, dziadkowie oddawali mi swoje okrycia. Mogłem dzięki nim całkowicie oddać się piłce. Babcia lepiła placuszki i sprzedawała je, żebym miał choć trochę swoich pieniędzy. Sam zacząłem wspomagać rodzinę w wieku 11 lat, kiedy zarabiałem swoje pierwsze pieniądze. Robię to po dziś dzień. Jestem ich wielkim dłużnikiem, tyle dla mnie zrobili.

Zadebiutowałeś w Corinthians w wieku 17 lat.
-Było bardzo trudno. Wspierali mnie bliscy i kibice. Pierwsze ataki w ogóle mi się nie udawały, bo cały czas się spalałem psychicznie. Ale potem, pamiętam, udało mi się włączyć do niezłej akcji i strzelić gola. Trybuny skandowały moje imię na koniec meczu. Niesamowite. 

Niedługo po sukcesie z Corinthians przeszedłeś do Bordeaux.
-Tamten transfer był trochę szalony. Trwały rozmowy, a okno transferowe zbliżało się do końca. Zgodziłem się na przejście, klub także, więc umowa została podpisana w ostatnim momencie. Napięcie było duże, nie wiedziałem, czy byłem gotów tam grać. Ale chciałem iść do przodu jak najszybciej. Dużo o tym myślałem. Tite (wówczas trener Corinthians, przyp. red.) nie chciał, żebym odchodził. Mówił, że dopiero zacząłem się rozwijać jako zawodnik, zostałem mistrzem Brazylii i mógłbym tam się jeszcze rozwijać. Mi także było trudno rozstawać się z moim rodzimym klubem i z Tite. Ale odszedłem, tak, czy siak.
Nie było łatwo przyjechać do Europy i od razu ,,odpalić". Nowa kultura, nowy język. Starałem się jak najszybciej nauczyć francuskiego, żeby móc porozumieć się ze wszystkimi. I udało się, nauczyłem się, zaaklimatyzowałem, potem były już tylko dwa świetne sezony. W ogóle, teraz częściej mówię po francusku niż po portugalsku. 
Było to wyjątkowe doświadczenie, Bordeaux to nie jest gigant we francuskim ani europejskim futbolu, ale wiedziałem, że jeśli będę dawał z siebie sto procent, to uda mi się osiągnąć wielkie rzeczy.

Co stało się latem 2018 roku? Byłeś już jedną nogą w Romie.
-Ten przypadek przejdzie do historii. Mój agent porozumiał się już z Romą, wszystko było przygotowane. Nagle, zgłasza się Barcelona, w związku z czym ofertę akceptuje prezydent klubu. Nie myślałem długo, wybrałem Barcelonę. To było marzenie, grać dla Barcelony, wśród najlepszych na świecie.

Co powiesz o Messim?
-Najlepszy zawodnik naszych czasów, według mnie. I jako człowiek zasłużył na wszystko, do czego doszedł. Absolutny profesjonalizm, jakość, talent. Sam do wszystkiego doszedł. Cieszę się, że mogłem razem z nim grać, razem z najlepszym na świecie. Grał na mojej pozycji, więc był obrazkiem, w który się wpatrywałem. Mnóstwo się od niego nauczyłem: rzutów wolnych, świetnych podań. W ogóle stałem się mądrzejszy i bardziej doświadczony dzięki grze z najlepszymi. Kiedy tylko przyjechałem do Barcelony, Leo powiedział, żebym zawsze zachowywał spokój. W ogóle dużo pytał o moją grę we Francji.

Z boku wyglądało, że Twój transfer do Zenita wydarzył się bardzo szybko. Od pierwszych plotek do podpisania kontraktu minął tydzień.
-To prawda, bardzo szybko. Po pierwszej rozmowie z Zenitem doszliśmy do porozumienia. Zenit wiedział, że chcę grać, pokazać się w Europie, w Lidze Mistrzów. Szybko się zgodziłem, za długo się nie zastanawiałem, Zenit to solidna drużyna i w Rosji, i w Europie. Co więcej, chciałem poznać nową kulturę, język, nowy stadion, nowe podejście do piłki. Ważne jest dla mnie ciągłe poznawanie nowych rzeczy.

Mogłeś być w Romie, przeszedłeś do Barcelony, a latem chciało Cię pół Europy. Co zmotywowało więc do przejścia do Zenita?
-To, co wszędzie. Stawiam sobie cele i realizuję je. Pierwszy z nich - zdobywać gole, pomagać drużynie, wznosić trofea, daleko zajść w Lidze Mistrzów. To jest teraz w mojej głowie. Przede wszystkim - pomagać drużynie.

Jak to jest - w czwartek przylecieć do obcego kraju, w piątek odbyć pierwszy trening, a już w sobotę ,,poczuć plac" podczas oficjalnego meczu?
-Bardzo to wszystko błyskawiczne, ale widziałem, że jestem gotowy. Nawet debiutować nazajutrz. Ważne było, że trener na mnie liczy i powinienem być do jego i kolegów dyspozycji na boisku.

Jakie mecze Zenita obejrzałeś? Poznałeś już trochę skład?
-Widziałem jedno spotkanie, jeśli dobrze pamiętam, zakończone zwycięstwem 3:2, istotne w walce o zeszłoroczny tytuł mistrzów Rosji. Widziałem też wideo z samolotu, kiedy Zenit został czempionem.
A swoich partnerów z drużyny będę poznawał przez najbliższe miesiące, żeby razem pokazywać swój najlepszy futbol. Świetnie się tu czuję. Drużyna, trenerzy, administracja, prezydent klubu - wszyscy mnie pozytywnie zaskoczyli, wszyscy są bardzo otwarci, zawsze gotowi porozmawiać, pomóc. To jest prawdziwy profesjonalizm. 

Dziuba stwierdził, że jesteś pomniejszoną wersją Hulka. A on - kim jest, według Ciebie?
-Wydaje mi się, że jest ogromnym ekstrawertykiem. Zawsze poprawia humor w szatni, zawsze się uśmiecha. Póki co nie miałem możliwości normalnie z nim porozmawiać, do tego potrzebuję nauczyć się rosyjskiego. Ale widzę, że jest bardzo otwartym, fantastycznym człowiekiem.

Pierwsza reakcja przyjezdnych na Dziubę: ,,Nie rozumiem, co on w ogóle mówi, ale jest śmiesznie".
-Dokładnie tak! Zawsze pomaga drużynie, czy jest rozluźniony, czy poważny. Jest zwierciadłem drużyny, jest gotów walczyć za zespół na boisku i poza nim. Nawet próbuje trochę mówić po hiszpańsku.

Co najbardziej zadziwiło Cię w Petersburgu?
-Pęd na ulicach. Wszędzie robią się korki, wszyscy gonią, jak nienormalni. Ale to nic, w Sao Paulo jest takie samo szalone tempo. Ludzie są ciągle spóźnieni, handlują na ulicach, wyczyniają różne rzeczy.

Brazylijskie media w ostatnich dniach przekazują doniesienia, jakobyś miał być źle przyjęty przez kibiców i zimą możesz odejść z drużyny.
-Chcę zostać w Zenicie. Przepracować czas zapisany w kontrakcie, zapisać się na kartach historii. To, co mówią w Brazylii - to kłamstwo. Cieszę się, że tutaj jestem, to dla mnie ważny etap. Tak, jak mówiłem, chcę z drużyną tworzyć historię.

Powrót do listy