Wilmar Barrios: ,,Ulica ciągnęła mnie z powrotem do siebie"
Dodano | Autor Dominik Kozieł | Komentarze
Wilmar Barrios: ,,Ulica ciągnęła mnie z powrotem do siebie"

Kolumbijczyk w wywiadzie dla sports.ru, m.in. o szalonym dzieciństwie, ucieczkach przed przestępcami i ulicznej piłce.

Niebezpieczna okolica
Urodziłem się w La Candelarii, jednej z najbiedniejszych dzielnic Cartageny. Rodzice się rozwiedli, kiedy byłem jeszcze malutki. Mama ze swoimi rodzicami wyjechała do Wenezueli, tata ożenił się drugi raz. Z siostrą mieszkaliśmy u babci Silii, mamy naszego ojca. Komuś wyda się to dziwne, ale nie mam żalu do rodziców - taką wybrali drogę, różne rzeczy się zdarzają. Ktoś stwierdził, że matka nas zostawiła, ale to nieprawda.
W każdym mieście są lepsze miejsca i takie, w które lepiej się nie zapuszczać. W tym drugim mi przyszło żyć. Grając w piłkę często słyszałem wystrzały. Nie jest to normalne, ale i do tego się z czasem przyzwyczaja. Niestety, widziałem też ofiary strzelanin. Koszmar. 
W dzieciństwie rzucaliśmy się kamieniami z innymi, żeby pokazać kto jest fajniejszy. Tamci dorośli i kamienie zamienili na naboje. Często chowałem się w innych domach, wszyscy rozumieli, w jakim rejonie żyjemy. 
Innym sposobem ratunku była ucieczka w góry. Tam z kolegami mogliśmy przeczekać 2-3 godziny. Nie tylko dało się tam przetrwać czyjąś rozróbę, ale też rozeznać się w drodze powrotnej do domu - stamtąd był widok na prawie wszystkie ulice La Candelarii.

Młodzieńczy bunt
Kiedy dorosłem, więcej czasu spędzałem na ulicach, dlatego babcia kilka razy wysyłała mnie do ojca, który mieszkał w spokojniejszym rejonie Cartageny. Mogli mnie tam odprawić i na miesiąc, ale więcej niż dwa tygodnie nie wytrzymałem - przybiegałem do babci nawet bez swoich rzeczy. Nie chodziło o relacje z tatą. Trzymali mnie pod kluczem, było mi tak ciężko. Ulica, przyjaciele, piłka, muzyka - ciągnęły mnie z powrotem do siebie.
Pewnego razu graliśmy w piłkę i zauważył mnie trener drużyny z innej części miasta, zechciał mnie widzieć na testach następnego dnia. Ojciec chciał, żebym przenocował u niego, bo mieszkał bliżej ich boiska. Ale mi się to nie podobało, chciałem jechać rano sam. Dlatego też uciekłem z domu, tata nie mógł mnie dogonić i w efekcie, z nerwów, rzucił w moją stronę kaskiem motocyklowym. Na szczęście - nie trafił. Ale nie wytrzymałem i zalany łzami wróciłem do ojca. Często wspominamy tę historię i śmiejemy się. Nie było oczywiście żadnej przemocy, tamta sytuacja go po prostu przytłoczyła.

Zabili babcię!
Innego dnia babcia i ciocia odpoczywały na tarasie, kiedy znowu zaczęła się strzelanina. babcia pobiegła zamknąć dom i wtedy w drzwi trafiła kula. Na szczęście nie przeszła na wylot, ale babcia z tego wszystkiego zamarła, upadła. Wszyscy oczywiście pomyśleli, że pocisk jej dosięgnął, wokół rozległo się ,,Zabili panią Silię!!!".
Nie wierzyłem, że sam mogę zginąć. Byłem mały, kiedy uciekałem, oczywiście, myślałem jak biec jeszcze szybciej i gdzie się najlepiej ukryć. Ale kiedy jesteś jeszcze młody, jesteś ciekawski, nawet kiedy trzeba się schować, szukasz jakiejś szparki, żeby zerkać na to, co się wyprawia.

Powrót do listy