Dejan Lovren: ,,Jestem sportowcem pełną gębą"
Dodano | Autor Dominik Kozieł | Komentarze
Dejan Lovren: ,,Jestem sportowcem pełną gębą"

Druga część wywiadu byłego obrońcy Liverpoolu - kilka niezłych historii z życia Dejana, o mistrzostwie ,,The Reds" czy też emocjach Siergieja Siemaka.

Piłka, nastoletniemu Tobie, jedyna dawała wytchnienie w tamtych czasach?
-Nie istniało nic lepszego niż piłka. Oczywiście, lubię też inne dyscypliny. Tenis to moja druga pasja. W ogóle jestem takim sportowcem pełną gębą. Ale nigdy nie myślałem co by było, gdyby nie wyszło mi w piłce. Może prowadziłbym jakiś sklep. Nie wiem. Oczywiście, nic nie przyszło łatwo. Do tego w rodzinie się nie przelewało. Zwłaszcza zimą, bo mój ojciec był malarzem i nie miał wtedy za wiele pracy. Wiadomo jak to jest z malowaniem ścian zimą. 
Odczuwałem jakąś presję, ale starałem się obracać ją na swoją korzyść. We wszystko wkładałem całe serce, może właśnie dlatego udało mi się osiągnąć sukces. Zawsze daję z siebie wszystko na boisku.

Nie dało rady zostać w sportowej szkole w Monachium? [Cała rodzina była zmuszona uciekać z Jugosławii z powodu wojny, przyp. red.]
-Niestety, nie otrzymaliśmy koniecznych dokumentów do pozostania w Niemczech. Szczególnie trudne były ostatnie dwa lata, rodzice składali wnioski o przedłużenie pobytu co trzy miesiące, bo sytuacja w Chorwacji się nie poprawiała. Cały czas mieliśmy spakowane rzeczy, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, kiedy wyślą nas w drogę powrotną - trzy miesiące, rok, może dwa? I po siedmiu latach musieliśmy wrócić. Szkoda, bardzo chciałem zostać, Niemcy dawały możliwość normalnie pracować i żyć. Jestem wdzięczny, że miałem możliwość tam być, ale rozumiem - nie mogliśmy tam zostać na wieki.

Ale ukończyłeś szkołę już w Chorwacji?
-Tak, ale było trudno. Mieszkałem w Karlovacu, 50 kilometrów od stolicy, gdzie codziennie dojeżdżałem na treningi. 100 ,,kilosów" w dwie strony dzień w dzień. Ojciec miał nie najlepszy samochód, czasem trzeba było się zatrzymać po drodze, ale co poradzić. Nie było wyjścia. Jak miałem 14 lat dostałem się już do akademii Dynama Zagrzeb, mieszkaliśmy w sześciu w pokoju, może ze 20 metrów kwadratowych. Po 3-4 latach, już samodzielnie, wynajmowałem kawalerkę, super doświadczenia.

Coś ,,świeżego" - widzieliśmy, jak całą ekipą oglądaliście Chelsea - Manchester City, które dało wam pierwsze mistrzostwo od 30 lat.
-Byliśmy w hotelu i mieliśmy wolne, ktoś zarzucił temat meczu. Szczerze, nie szykowaliśmy się na wygraną Chelsea. Tak sobie chcieliśmy posiedzieć i obejrzeć spotkanie. Kiedy ,,The Blues" wyszli na prowadzenie, wszyscy się nieźle ,,podjarali". Ostatnie 10 minut to już czyste szaleństwo. 30 lat to ,,kupa czasu". Zwłaszcza dla mnie, przecież razem z Hendersonem i Lallaną jesteśmy w ekipie Jurgena Kloppa od samego początku. Najlepiej wiedzieliśmy jak to jest przegrać na ostatniej prostej. To wiele mówi o charakterze drużyny, zawsze chcieliśmy być jeszcze lepsi. 

Najlepszy wieczór w życiu?
-Bez wątpienia! Ja w tamtą noc zrobiłem jeszcze coś... praktycznie nikt o tym nie wie. Powiem to głośno pierwszy raz. Po meczu wszyscy kibice Liverpoolu poszli na Anfield, świętować mistrzostwo wielką grupą. Nam wszystkim oczywiście nie było wolno tam iść, mogliśmy mieć potem niezłe problemy. Po wspólnej kolacji, leżąc, pomyślałem: ,,Północ - jak tu teraz zasnąć? Jadę na Anfield, chcę tego doświadczyć!". Wsiadłem do auta i pojechałem tam, nawet mam filmik. Założyłem maskę i poszedłem. ,,Mój Boże!" ,,Niesamowite!". Chciałem tam być, bo oficjalnie nie mogło być wspólnej fety piłkarzy z kibicami. Musiałem to zrobić. Coś fantastycznego.

Nikt Cię nie poznał?
-Może ze trzy osoby. Ale to tylko dlatego, że na kilka sekund zdjąłem maskę, żeby odblokować telefon. Wtedy kilku kibiców mnie rozpoznało. Od razu założyłem maskę z powrotem.

Sam jeden tam się wybrałeś?
-Tak. Dałem tylko znać Adrianowi, naszemu bramkarzowi, że zamierzam się tam wybrać. On na to: ,,Nie ma opcji, chyba żartujesz!". Zapowiedziałem, że pojadę tak, czy siak i wyślę mu filmik. Nie wierzył, kiedy to zrobiłem. 

Zaraz po przerwie z powodu koronawirusa mówiło się, że rozgrywki mogą zostać odwołane i Liverpool nie zostanie oficjalnie mistrzem Anglii.
-Zawsze uważaliśmy, że ligę trzeba dokończyć, nieważne jak, musiała zostać oficjalnie zamknięta. Nie może tak być, że od dawna ciężko pracujesz, a ktoś przychodzi i mówi, że nie otrzymasz mistrzostwa. Gdyby tak się stało, myślę, że doszłoby do jakiejś rewolucji. Wyszlibyśmy na ulicę i odmówili dalszej gry w piłkę. Myślę, że wielu zawodników i trenerów się zgodzi. Ale w końcu władze ligi podjęły dobrą decyzję, długo musieliśmy czekać, ale w końcu osiągnęliśmy nasz cel.

W Rosji przyda Ci się doświadczenie w ogrywaniu Spartaka 7:0. Zdradzisz sekret tej wygranej?
-7:0? Ale w dwumeczu było 7:0?

Nie, jeden mecz. Grudzień. Liga Mistrzów. Grałeś w podstawowym składzie.
-Wygraliśmy 7:0? Okej... Dobrze, nie bardzo pamiętam tego meczu, ale wiem, że graliśmy w Liverpoolu ze Spartakiem. Ale nie byłem pewien, czy tak wysoko wygraliśmy. Właściwie tego oczekuję od naszej drużyny - wygrywać trzeba z każdym, nieważne w jakiej lidze które zajmuje miejsce, czy pierwsze, czy ostatnie. Zawsze trzeba pokazywać najlepszą dyspozycję. Mentalność zwycięzcy. Jeśli ją masz, nic cię nie zaskoczy. A wiem, że Zenit - Spartak to rywalizacja rozgrzewająca do czerwoności.

Jakie wrażenie wywarł na Tobie Siegiej Siemak?
-Lubię go. To świetny trener, wie czego chce od zawodników. Kilka razy długo gawędziliśmy. Wszystko, co mówi, płynie z głębi serca. Można było poczuć, że naprawdę interesuje go moja osoba. I to dla mnie był jeden z kluczowych czynników. Więź z trenerem to dla mnie konieczność. Jeśli nie ma między nami chemii, to nic z tego nie wyjdzie. Ale z Siemakiem rozmawiało się świetnie. Wciąż jest jeszcze młody, jak na trenera. Ale w tym sezonie wygrał już drużyną trzy trofea. Rozumiem też jak ważny jest dla niego występ w Lidze Mistrzów. Wiem czego oczekuje i postaram się pomóc mu to osiągnąć.

Jak bardzo różni się od Jurgena Kloppa?
-Raczej nie jest taki wylewny publicznie. Ale, uwierzcie mi, widać u niego emocje i przed meczem, i w przerwie. Widać, że żyje życiem drużyny, nadaje jej rytm. Trenerzy bywają różni, ale Siemak jest tym kimś.

Powrót do listy